wtorek, 23 września 2014

Kosmetyczna degustacja: Sleek

Hej Kochani!

Dziś otwieram nową serię postów, a mianowicie Kosmetyczną Degustację. Długo się zastanawiałam jak nazwać posty, w których chcę pisać o produktach polecanych w blogowym świecie, markach, które wszystkie znamy, ale nie zawsze wypróbowałyśmy osobiście. Będąc w Irlandii mam większy dostęp do niektórych z nich, dlatego też chcę się dzielić z Wami moimi pierwszymi wrażeniami. Nie będą to do końca recenzje ani zakupy, więc przyda się ta nowa etykieta (taki ze mnie nerd, haha).

Na pierwszy ogień pójdzie Sleek.


Paletki ze Sleeka chyba każda z nas zna i lubi. Ja również posiadam jedną (Oh So Special!) i stosunek ceny do jakości jest naprawdę powalający. Odkąd tylko ją wypróbowałam wiedziałam, że będę chciała położyć swoje łapki na innych produktach tej firmy.

W Dublinie Sleek dostępny jest w kilku drogeriach Boots (Jervis, Liffey Valley i Blanchardstown), ale niestety szafy nie posiadają całego asortymentu i często są przerzedzone. Natomiast strona internetowa sklepu (boots.ie) posiada całą gamę produktów, które można zamówić i po kilku dniach odebrać w wybranej drogerii, więc jest to bardzo wygodne.

Moim głównym celem była nowa (nowsza?) paletka Garden Of Eden, bo poluję na matowy ciemnozielony cień do powiek. Niestety nawet na stronie była wyprzedana, więc zadowoliłam się innymi łupami :)

 
Wiedziałam na pewno, że będę chciała skusić się na zestaw do konturowania. Mam ostatnio fazę na bronzery i róże, więc zawężenie poszukiwań było dosyć proste. Wybór padł na Sleek Contour Kit w kolorze Light

 
Jest to jasny, neutralny bronzer bez pomarańczowych/czerwonych tonów, który sprawdzi się każdej osobie z jasną karnacją. Jest matowy, ładnie się rozciera i wydaje mi się, że nie można sobie zrobić nim krzywdy, więc będzie idealny na trudne początki z konturowaniem :)



Rozświetlacz ma chłodny, szampański kolor i jest to mój pierwszy produkt tego typu. Drobinki są maksymalnie zmielone, dlatego nie ma mowy o osypywaniu się, zostaje na buzi tylko piękna, delikatna poświata.

Gdy składałam zamówienie, obowiązywała promocja 'kup jeden, drugi na pół ceny', więc nie mogłam się powstrzymać i do koszyka wpadł również róż w odcieniu Flushed. Jest to mocny kolor, ale wybrałam go ze względu na nadchodzącą jesień (a właściwie tą, która zaczęła się dziś :)).



 Miałam ochotę na taki kolor wina, ale przygaszony, od zeszłej zimy. Właściwie nie wiem, jak go opisać... W jednym świetle wygląda jak wino, w innym przebłyskuje trochę śliwką, czasami jakąś czerwienią. Ma odrobinę srebrnych, mikroskopijnych cząsteczek, ale w żadnym wypadku nie są nachalne, dodają jedynie trochę wymiaru, bo na pierwszy rzut oka róż wydaje się matowy.

 
 Produktów użyłam zaledwie kilka razy, ale moje pierwsze wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Są świetnie napigmentowane i bardzo dobrze się z nimi pracuje. Różu wystarczy dosłownie delikatne muśnięcie, bo kolor jest tak intensywny.

Nie mogę też nie skomentować opakowań. Bardzo minimalistyczna forma (którą ja uwielbiam), wykonane z solidnego plastiku, posiadają w środku lusterko i są tak nieziemsko poręczne, że gdy pierwszy raz miałam je w ręce to byłam w szoku. Wewnątrz opakowania jest dosłownie tylko produkt, nic zbędnego, żadnych niewykorzystanych przestrzeni. Będzie się z nimi wspaniale podróżowało, bo są malutkie i dosłownie mieszczą się w (pół) dłoni. A wcale nie oznacza to, że mamy mniej produktu, wręcz przeciwnie!

Ja jestem zauroczona tymi produktami i mam ochotę wypróbować więcej.
Sleek zdecydowanie zasługuje na cały szum wokół swoich produktów.

A Wy, posiadacie coś z tej firmy? Mam się na coś skusić?

Dobrej nocki,
Kia xxx

1 komentarz:

  1. Podoba mi się odcień bronzera ;) Możliwe, że byłby dla mnie odpowiedni ;)

    OdpowiedzUsuń